sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 9 .

- Wyjeżdżam. - powiedziała Alex, siadając na wolnym miejscu.
Mina Natalie momentalnie zrzedła. Stanęła jak wryta, patrząc na przyjaciółkę szeroko otwartymi oczami. W pierwszej chwili myślała, że to kolejny żart dziewczyny, jednak gdy Alex pozostawała przez dłuższy czas niewzruszona, Natalie była zmuszona jej uwierzyć.
- Ale jak to? Dlaczego? Zostawisz mnie tu samą? - zarzuciła przyjaciółkę niezliczoną ilością pytań.
Dziewczyna smutno spojrzała na Natalie. Bardzo trudno było jej o tym mówić, gdyż sama dowiedziała się o przeprowadzce zaledwie rankiem. Poprosiła przyjaciółkę, by ta usiadła obok, ponieważ przez hałas na szkolnym korytarzu, musiały niemal do siebie krzyczeć, by cokolwiek zrozumieć. Alex opowiedziała wszystko ze szczegółami. O tym, że tata dostał nową, lepszą propozycję pracy, dom w którym obecnie mieszka już szuka nowego właściciela i o tym, że ona sama nie ma pojęcia jak sobie poradzi z tą sytuacją. 
- A co z drużyną? Przecież już za tydzień mamy początek rozgrywek. 
- Przeprowadzamy się po Nowym Roku.
- To i tak za wcześnie. - skwitowała rozżalona Natalie.
Z jednej strony była zła na Alex, że tak łatwo dała się omamić rodzicom i bez żadnych awantur zgodziła się na bezsensowną przeprowadzkę, z drugiej jednak, chciała wesprzeć przyjaciółkę, gdyż sama dobrze wiedziała, jak to jest zamieszkać w nowym, nieznanym miejscu, gdzie nikogo się nie zna. 
Dziewczyny rozmawiałyby zapewne jeszcze bardzo długo, ale przerwał im dzwonek, zwiastujący kolejną lekcję. Obie szły ze spuszczonymi głowami. Żadna z nich nie wyobrażała sobie jak to będzie, kiedy już nie będą mogły się spotykać za każdym razem, gdy będą miały na to ochotę. ' Dopiero co moja przyjaźń z Willem zawisła na włosku, a teraz mam stracić Alex ' rozpaczała Natalie. Na żadnej lekcji nie była w stanie skupić się na tym, co mówił nauczyciel. Nienawidziła rodziców swojej przyjaciółki za to, że odbierali ją jej. Przecież już wszystko miało się układać. Jej czarodziejskie lekcje miały się odbywać tak jak wcześniej, czyli w towarzystwie Dakoty, Chrisa, Marka i Diego, przyszła rozmowa z Willem miała skończyć się powodzeniem, a zbliżające zawody miały być udane. Teraz jednak Natalie przestała wierzyć w cokolwiek.
- Rozumiem, że będziesz na dzisiejszym treningu? - spytała niepewnie.
- Przecież mówiłam, że wyjeżdżam dopiero po Nowym Roku. Nie opuszczę drużyny do tego czasu.
- No właśnie, do TEGO czasu. - szepnęła Natalie, pełna złości.
- Myślisz, że ja tego chcę? Że nie marzę o niczym innym, jak tylko o opuszczeniu miejsca, w którym jestem od urodzenia, o zmianie szkoły w połowie roku? To nie jest dla mnie łatwe, ale nic nie mogę zrobić! - wykrzyczała Alex, zwracając tym samym na siebie wzrok uczniów wychodzących ze szkoły.
Dziewczyny spojrzały po sobie. Żadna z nich nie spodziewała się takiego wybuchu. Wszystko działo się nie tak jak należy.

W domu nie było nikogo. Nastolatka jak zwykle podgrzała sobie posiłek w mikrofalówce, a jedząc go myślała o przeróżnych rzeczach. Jedno wiedziała na pewno. Mimo tych wszystkich przeciwności losu, ona zamierzała pozostać twardą dziewczyną, nie poddającą się pod byle pretekstem. Gdy wkładała naczynia do zmywarki, coś zaczęło pukać w kuchenne okno. Zaciekawiona czarodziejka podeszła do niego i na parapecie ujrzała czarnego ptaka o niewiarygodnych wielkościach. Otworzyła szeroko usta i patrzyła jak zahipnotyzowana w lśniące oczy zwierzęcia. Natalie mogła dojrzeć w nich nie tylko swoje odbicie, ale również jakiś niewytłumaczalny chaos, którego nie mogła zrozumieć. W pewnym momencie trzask frontowych drzwi spłoszył ptaka.
- Cześć kochanie, wpadłam tylko po jedną teczkę. Zjadłaś już obiad? - zagadnęła mama, wbiegając do swojego gabinetu.
- Tak, tak wszystko w porządku. - odpowiedziała, otrząsając się.
Poszła do pokoju, nakarmiła rybki i spakowała rzeczy na trening. Miała jeszcze czas, więc zaczęła odrabiać lekcje. Otworzyła zeszyt do języka angielskiego i poczęła pisać wypracowanie na temat : Co by było gdyby... . Dziewczyna zamyśliła się na chwilę. ' Co by było gdyby? To proste. Gdyby nie to, że jestem czarodziejką, nie poznałabym Diego, Dakotę, Marka i Chrisa. Gdyby nie to, że Will się we mnie zauroczył, nie martwiłabym się o naszą przyjaźń. Gdyby nie to, że moja najlepsza przyjaciółka się wyprowadza to... To i tak bez sensu. Niczego już nie da się zmienić.' Zasępiła się.


- Ciekawe z jaką ' nowością ' przywita nas dzisiaj nasza droga Natalie. - burknął Mark, na wieść o tym, że nowa koleżanka znów będzie uczyć się wraz z nimi.
- Nie przesadzaj. To nie była jej wina. Przypomnij sobie jak ty się czułeś zaraz po tym, jak dowiedziałeś się, że jesteś czarodziejem. - bronił dziewczyny Diego.
Oczy chłopaka momentalnie przepełniły się niemiłosiernym bólem, żalem i rozpaczą. Jego serce przyspieszyło, a wszystkie mięśnie napięły się. Przed oczami stały mu teraz dwie najważniejsze postacie : mamy i taty. Choć minęło tyle czasu, on nie zapomniał. Gdy wreszcie się ocknął i zauważył, że Diego patrzy na niego dziwnym wzrokiem, powrócił szybko do swojej poprzedniej pozycji.
- Tak, oczywiście. - odparł tylko i usiadł na obdartym fotelu, przykrytym granatowym materiałem.
Jego ciemne włosy i zielone oczy, fenomenalnie wyglądały na tym tle.
- No dobra, to może zastanowimy się, co pokażemy dziś Natalie? - przerwał ciszę Chris.
- Myślicie, że będzie już w stanie opanować czar lewitacji? - zapytała Dakota, nieśmiało zerkając na Diego.
- Nie dowiemy się, jeśli nie spróbujemy. - odpowiedział czarodziej, anielsko uśmiechając się do przyjaciółki.
Dziewczyna poczuła motylki w brzuchu. Nie wiedziała, jak długo wytrzyma ukrywając swoje uczucia. Może już niedługo miał nastąpić wybuch? Tymczasem jednak odwzajemniła uśmiech i rozradowana tym banalnym gestem, usiadła na drewnianym krześle.
Po chwili dało się usłyszeć ciche, nieśmiałe pukanie. Stare drzwi głośno zaskrzypiały i otworzyły się, ukazując tym samym postać Natalie. Po krótkim przywitaniu, czarodzieje wzięli się ostro do pracy.
- Coś ci pokażemy. - zadeklarowała Dakota, biorąc za rękę Diego.
Para złączyła swoje dłonie i patrząc sobie w oczy wypowiedziała słowa zaklęcia ' Quicquid acciderit et consurgam* '. Momentalnie ich stopy oderwały się od podłoża. Natalie aż otworzyła usta z wrażenia. Co innego przenosić jakąś rzecz, a co innego siebie samą. Czarodzieje unosili się coraz wyżej, ani na moment nie odwracając wzroku. Byli bardzo skupieni na wykonywanym przez siebie czarze. Gdy już dotykali głowami zaniedbanego, zżółkłego sufitu, powoli opuścili się na podłogę.
- To było niesamowite! - wykrzyknęła rozradowana Natalie.
- Teraz twoja kolej Nat. - zaprosiła do współpracy koleżankę Dakota.
Dziewczyna przez krótką chwilę zawahała się. Jej cichy, ale zarazem bardzo przekonujący głosik, starał się uświadomić, że upadek z takiej wysokości nie koniecznie musi być czymś przyjemnym. ' Nie jestem tchórzem. Jestem dzielna.' I z takim nastawieniem, czarodziejka podeszła do Dakoty.
- Ale jak coś pójdzie nie tak, to mnie złapiecie? - spytała jednak niepewnie Diego i Chrisa.
W odpowiedzi otrzymała tylko słodkie uśmiechy obojga chłopców.
Dziewczyny wypowiedziały zaklęcie bez żadnego zająknięcia się i pomknęły w górę. Było to niesamowite uczucie. Tak, jakby żadna grawitacja dla nich nie istniała. ' Jestem ptakiem' pomyślała Natalie, przypominając sobie tym samym postać olbrzymiego zwierzęcia, siedzącego na parapecie. Rozproszyło ją to, przez co zaczęła spadać. Na szczęście Diego był dostatecznie blisko, by ją złapać.
- Mam cię. - szepnął jej do ucha powodując, że na ciele czarodziejki pojawiła się gęsia skórka.
Nim odstawił dziewczynę na podłogę, Dakota powoli wróciła na swoje miejsce. Czarodziejka zapewniała, że nie była w stanie utrzymać jej na górze, bo jakaś dziwna fala zakłóciła ich połączenie, przez co musiała puścić jej dłonie. Natalie oczywiście nie kryła żadnej urazy do koleżanki. Wiedziała, że to była tylko i wyłącznie jej wina przez to, że pozwoliła myślom swobodnie błądzić, zamiast skupić się na wykonywanym zadaniu. Ten czar ćwiczyła jeszcze kilka razy z każdym z czarodziei, nawet z Markiem. Gdy lewitację miała opanowaną prawie do perfekcji, Chris zaproponował, że nauczy ją przygotowywać kilka prostych eliksirów.
- Nic się nie stanie jeśli pomieszam składniki? - spytała lekko zarumieniona.
- Spokojnie, najwyżej wylecimy w powietrze.
Pierwszym eliksirem jaki Natalie przyrządziła w swoim życiu, był eliksir nasenny.
- Wiesz, jakbyś chciała się kiedyś wymknąć na nocną imprezę, to dodajesz kilka kropli do herbaty dla taty i mamy i problem z głowy. - zażartował Chris.


- Jesteś tego pewien?
- Oczywiście. Gdybyś sam ją spotkał, poczułbyś to samo co ja. - zapewniał chłopak.
Potężna postać, przykryta długą, kruczoczarną peleryną, stała tyłem do niego, wpatrując się w widoki za oknem. Niewielkie pomieszczenie oświetlone było tylko jasnymi płomieniami dochodzącymi z dość dużego kominka. Na surowych ścianach wisiały dwa wielkie obrazy i jeden, stary zegar, który równomiernie tykał, wyznaczając, mijający nieubłaganie, czas. Chłopak siedział na jednym z krzeseł, tuż przy wiekowym, drewnianym stole, służącym jako biurko. Nie miał odwagi odezwać się niepytany. To mogłoby zesłać na niego gniew Pana.
- Interesujące, bardzo interesujące. - odezwała się w końcu tajemnicza postać - Przez całe swoje życie starałem się znaleźć odpowiednią osobę. Przemierzyłem wiele mórz i kontynentów. Poznałem niezliczoną liczbę nic nieznaczących osobników, a teraz przychodzisz ty i oznajmiasz mi, że udało ci się ją znaleźć?
Peleryna opadła, a postać odwróciła się przodem do młodzieńca, ukazując tym samym swoją twarz. Był to mężczyzna, mający około czterdziestu siedmiu lat. Był wysoki i dosyć umięśniony. Liczne blizny znajdujące się na twarzy i rękach, świadczyły o niejednej, stoczonej walce. Trudno było odczytać, czy wypowiadając te słowa był zły, zaskoczony, a może wesoły? Mężczyzna usiadł na swoim miejscu i patrzył prosto w oczy chłopaka. Starał się z nich wyczytać, czy te wszystkie zapewnienia o znalezieniu ' tej ' osoby, były prawdziwe.
Nieśmiałe pukanie przerwało jego zajęcie. Do środka weszła bardzo wysoka dziewczyna, ubrana w skórzane spodnie, brązową bluzkę i futrzany bezrękawnik. Włosy miała spięte w niechlujnego koka, obwiązanego rzemykiem. Ukłoniła się lekko i już była gotowa do składania raportu.
Młody chłopak na widok gościa, nonszalancko rozłożył się na krześle i cwaniacko uśmiechał.
- Okolica czysta. Nie znaleźliśmy nic niepokojącego. Sądzę, że nikt nas nie zaatakuje.
- To ja tu jestem od myślenia. - odburknął straszy człowiek - Waszym zadaniem jest patrolowanie naszego terytorium.
Dziewczyna speszyła się. Wiedziała, że nie może pozwolić sobie na zbyt wiele. Pan nie lubi, gdy ktoś mu coś każe lub sugeruje.
- Przepraszam. - szepnęła.
- Możesz odejść. - powiedział i znów ruszył w stronę okna. -Ty też. - zwrócił się do chłopaka.
Dziewczyna szybko wymknęła się z nieprzyjemnego pokoju, pełnego wrogości. Chciała jak najszybciej znaleźć się wśród swojej grupy, swojego małego wojska, którego była przywódcą.
- Jasmine, zaczekaj! - usłyszała zbiegając po schodach.
Po głosie rozpoznała kto ją woła. Zlekceważyła to i dalej zmierzała w swoim kierunku.
- No nie bądź taka. Zaczekaj, mam ci coś ważnego do powiedzenia! - młodzieniec nie poddawał się.
Zdenerwowana dziewczyna szybkim ruchem odwróciła się w stronę, z którego dochodził krzyk. Już miała powiedzieć gotową odpowiedź dla nachalnego znajomego, gdy ten niespodziewanie i z szybkością dzikiego kota, rzucił się na nią i zaczął całować. Jasmine oniemiała. Za wszelką cenę starała się odepchnąć napastnika. Nic to nie dawało, wręcz przeciwnie, pocałunek stawał się coraz brutalniejszy. W końcu jednak, chłopak nagle uniósł się w górę i przecinając powietrze, uderzył w najbliższą ścianę. Jęk bólu wypełnił pomieszczenie.
- Nigdy więcej nie waż się tego robić! Zrozumiałeś?
- Oj Jas, oboje wiemy, że tego chciałaś. Jestem tego pewny, podobało ci się. - szyderczy śmiech chłopaka, jeszcze bardziej zdenerwował dziewczynę.
Nie zamierzała jednak tego komentować, tylko dalej ruszyła przed siebie. ' Nienawidzę go, nienawidzę! ' krzyczała w myślach.
Parę minut później znalazła się w gronie swoich poddanych, którzy czekali na jej rozkazy. Jednak do końca dnia, nie wydarzyło się ani nic ciekawego, ani niebezpiecznego.
Wieczorem było bardziej tłoczno, niż za dnia. Spowodowane to było zbliżającą się wyprawą, która miała na celu zbadanie większej powierzchni terenu, który mógłby się nadać, na miejsce do wybudowania kolejnych budynków. Czarodzieje spotykali się i nawzajem uzupełniali swoją wiedzę. Wszystkie latarnie były  włączone, przez co wydawać by się mogło, że dzień w tym miejscu trwa 24 godziny na dobę.
Jasmine spacerowała wzdłuż muru szkoły, po tej nieoświetlonej części. Mróz dawał jej się we znaki, jednak ona starała się to przetrwać. Cały czas ćwiczyła i ćwiczyła. I niekoniecznie to były ćwiczenia poprawiające sprawność fizyczną. Zawsze chciała być najlepsza, najsilniejsza, najmądrzejsza, najładniejsza. Nie liczyło się dla niej nic, poza własna satysfakcją. Jej własna porywczość, nie raz skazała ją na gniew Pana. Zawsze po takiej upokarzającej sytuacji czuła się jak śmieć, jak nic niewarta zabawka porzucona w kąt. Kilkoro czarodziei, którzy znali wcześniejsze życie dziewczyny, zastanawiało się, co takiego spotkało Jasmine, że stała się taka zimna. Kiedy jeszcze mieszkała z rodzicami, dostawała wszystko na co tylko miała ochotę. W szkole była najpopularniejszą dziewczyną, oczywiście cheerleader'ką. Po tym, jak dołączyła do Ciemnej Drużyny, coś w niej pękło. Cała radość życia uleciała tak, jak z dziurawego balonu powietrze. Stała się bezlitosną maszyną do zabijania, co przynosiło wiele korzyści jej współbraciom. Nigdy nie była dostatecznie z siebie zadowolona. Dostrzegała u siebie bardzo wiele wad, które za wszelką cenę starała się zmienić.
Gdy już miała kończyć swój patrol, usłyszała jakieś dźwięki nieopodal głównego wejścia. Zaciekawiona nimi, ruszyła w ich kierunku. Gdy była na tyle blisko, by słyszeć o czym mówią tajemnicze postacie, schowała się za dużym pniem starego drzewa i nasłuchiwała.
- To jak? Podobam ci się, czy nie? Bo wiesz... - dosyć głośny chichot zagłuszył kolejne słowa.
By dostrzec, kto prowadzi konwersację w takim miejscu i takich ciemnościach, Jasmine ostrożnie przysunęła się bliżej. Bardzo starała się, by leżący na ziemi śnieg, nie trzeszczał pod jej stopami. Znalazłszy bezpieczne miejsce, dziewczyna dalej przysłuchiwała się rozmowie.
- Coś ci pokażę. - powiedział chłopak.
I w tym momencie księżyc, który wyszedł spod warstwy grubych chmur, oświetlił twarze tajemniczych osób.
Jasmine nie bardzo zdziwił widok, który miała okazję zobaczyć. Obok szkolnego muru znajdował się nie kto inny jak Oliver z jakąś dziewczyną. Czarodziejka przyłapała swojego adoratora na gorącym pocałunku z inną. Przez chwilę zastanawiała się co ma zrobić, czy powoli się wycofać, czy też pokazać czarodziejowi, że wszystko widziała?
- I tak nie mam zamiaru zawracać sobie tym śmieciem głowy. - szepnęła i ruszyła do swojego pokoju, w którym mogła nareszcie odpocząć.

*Quicquid acciderit et consurgam (łac.) - Cokolwiek się stanie, ja w górę powstanę