Po krótkiej rozmowie z nią, pobiegła prosto do stajni, gdzie czekała zniecierpliwiona Lady. Dziewczyna przytuliła klacz i zaczęła ją szczotkować. Było to zajęcie miłe i wyciszające. Nagle drzwi do stajni otworzyły się i stanął w nich nie kto inny jak Will. Serce dziewczyny przyspieszyło, chłopak również wydawał się być zdenerwowany. Oboje wiedzieli, że czeka ich bardzo trudna rozmowa, przed którą nie da się uciec. Will pomógł Natalie wyczyścić konia, by następnie mogli usiąść i spokojnie porozmawiać.
- Więc, o czym chciałeś mi powiedzieć? - zaczęła niepewnie Natalie.
- Zapewne zauważyłaś, że w ciągu ostatnich miesięcy nasze relacje odrobinę się zmieniły. Wydaje mi się, a raczej jestem pewny, że czuje do ciebie COŚ więcej. Spostrzegłem jednak, że ty też coś do mnie czujesz i sądzę, że dobrym pomysłem byłoby, gdybyśmy dali sobie szansę i zostali parą.
Dziewczyna oniemiała. Nie spodziewała się po Willu takiej bezpośredniości. Najbardziej zaciekawił ją tok myślenia chłopaka, który stwierdzał, że Natalie jest nim zauroczona.
- Will, nie chcę cię zranić, ale ja cię nie kocham. - odparła zasmucona dziewczyna. - Traktuję cię jak ukochanego brata, którego zawsze chciałam mieć. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu, ale nie jako partner życiowy. Nie rozumiem tylko po czym wywnioskowałeś, że się w tobie zadłużyłam?
Will spuścił wzrok i zacisnął ręce w pięści. Był bardzo zdenerwowany tym, co przed chwilą usłyszał. Już wszystko miał zaplanowane, poukładane tak, jak należy. Wszystko przepadło, straciło sens. Tak bardzo przygotowywał się do tego spotkania.
- Jest ktoś inny, prawda? - zapytał, nadal nie podnosząc wzroku.
Natalie odruchowo pomyślała o Diego. Nerwowo jednak zaprzeczyła. Chłopak już nic więcej nie powiedział, wstał i wyszedł ze stajni. Natalie starała się wyrównać rytm bicia serca.
- Czy właśnie stało się to, przed czym chciałam uciec? - zagadnęła klacz, patrząc na nią oczami pełnymi łez. - Moja przyjaźń z Willem się skończyła, prawda? - Lady tylko radośnie parsknęła.
Cały czas padał śnieg. Ulice, chodniki i drzewa, przykryte były już dość dużą warstwą białego puchu. Natalie wodziła błędnym wzrokiem po nocnym niebie, które pełne było malutkich skrzących się punkcików - gwiazd. Dziewczyna siedziała na parapecie i patrzyła tak w dal, jakby miała wyczytać z niej co powinna dalej zrobić. W tak krótkim czasie, tak wiele rzeczy się zmieniło. Spadło to na nią jak grom z jasnego nieba. W końcu zdenerwowana gwałtownie wstała i podniosła starą książkę z czarami, którą dostała od Dakoty. Otworzyła okno i rzuciła ją wprost na zamarznięty trawnik. Nim z powrotem zatrzasnęła okno, usłyszała jeszcze cichy jęk. Zaciekawiona spojrzała w stronę, skąd dochodził nieznajomy dźwięk. Okazało się, że pod jej oknem stał Diego. Natalie mimowolnie uśmiechnęła się na widok chłopaka.
- Co ty tam robisz? - szepnęła w miarę głośno, tak by Diego mógł ją usłyszeć.
Nie doczekała się jednak odpowiedzi. Chłopak już zaczął wspinać się na balkon, a z niego do pokoju dziewczyny.
- Czy mogę zapytać, dlaczego chciałaś mnie zabić tą cenną książką? - Diego udawał śmiertelnie przerażonego i zarazem obrażonego.
Natalie tylko się uśmiechnęła i usiadła na łóżku.
- To jak, wracamy do zakradania się przez okno? A drzwi to co?
- Sądzisz, że twoi rodzice wpuścili by mnie do ciebie o północy? Bo ja wątpię. - uśmiechnął się rozmasowując potłuczoną głowę.
Natalie zerknęła na zegarek. Nie miała pojęcia, że jest już tak późno.
- Dlaczego przyszedłeś? Nie to, że chciałabym być niemiła, ale wiesz, jest tak zimno i późno.
- Chciałem zobaczyć co jest nie tak i dlaczego jesteś tak bardzo smutna.
- Ale skąd wiedziałeś, że nie mam humoru?
- Jak widzę, masz bardzo krótką pamięć. Pamiętasz jak któregoś dnia, gdy jeszcze codziennie cię odwiedzałem pokazywałem ci jak połączyć się z człowiekiem?
Dziewczyna starała się odszukać w pamięci sytuację, o której mówił Diego. W końcu przypomniała sobie wieczór wspomniany przez chłopaka. Natalie bardzo bała się tego co chciał zrobić Diego, ale zgodziła się, by ten pokazał jej jak wygląda połączenie ludzi. Diego wziął małą igłę i nakłuł palec wskazujący, swój i Natalie. Podniósł rękę dziewczyny i przyłożył krwawiący opuszek palca do swojego. Spoglądali sobie wtedy głęboko w oczy, tak, jakby poza nimi nie było nikogo ani niczego. Chłopak wypowiedział jeszcze kilka słów po łacinie i ukazała im się cieniutka złota nić, która miała połączyć ich dusze do czasu, aż nie wypowiedzą zaklęcia odwracającego.
- Ach, już pamiętam. To było takie... magiczne. - skwitowała Natalie.
- Od tego momentu jestem w stanie czuć to co ty i wzajemnie. Właśnie zasypiałem, gdy odczułem niewyobrażalny smutek. Wiedziałem, że coś jest nie tak.
Natalie nie wiedziała, czy chce opowiedzieć Diego o minionym dniu. Po kilku minutach namów chłopaka, dziewczyna w końcu zdecydowała się go wtajemniczyć w sprawę z Willem.
W tym samym czasie Dakota leżała w swoim łóżku, czekając na sen, który wcale nie miał zamiaru jej zaszczycić swoim przybyciem. Przewracała się z boku na bok, próbując oczyścić umysł z dręczących ją myśli. Jedną z nich i chyba najważniejszą, był Diego. Dziewczyna zauroczyła się w nim i nie mogła sobie z tym poradzić. Wydawało jej się, że chłopak też coś do niej czuje, przez co zachowuje się inaczej w stosunku do niej. Jest delikatniejszy i bardziej zmysłowy niż wcześniej. Dakota nadal próbując znaleźć wygodną pozycję przypominała sobie chwilę, w której poznała Diega.
Był to kolejny, bardzo ciepły dzień, spędzony w Szkole Czarodziei. Z powodu zbliżającego się święta, zajęcia były luźniejsze, przez co chociaż przez parę godzin można było myśleć o czymś innym a nie tylko o nauce. Dakota z utęsknieniem wyczekiwała zachodu słońca, kiedy to mogła już spotkać się ze swym ukochanym. Wymykając się ze szkolnego akademika, czuła się jak Julia, która dążyła na spotkanie z Romeem. Po kolacji zjedzonej w stołówce, wspólnie z Chrisem i Markiem, ruszyła w stronę swojego pokoju, by przygotować się na spotkanie z Oliverem. Ich tajemniczym miejscem spotkań był stary, zamknięty teatr, na zapleczu, którego było na prawdę bardzo przytulnie. Dakota, ku jej zadowoleniu, mieszkała sama. Kiedyś dzieliła pokój z jedną dziewczyną, ale ta przeniosła się do innego kraju, co wiązało się ze zmianą szkoły. Dakota wrzuciła na siebie czarną sukienkę po kolano, z dekoltem wyciętym w serek, ozdobiony malutkimi, iskrzącymi się diamencikami, przypominającymi gwiazdy na ciemnym niebie. Rozczesała krótkie, czarne włosy i zrobiła delikatny makijaż. Małe usta pomalowała czerwoną szminką, przez co nabrały one ponętniejszego kształtu. Przed wyjściem spojrzała jeszcze w duże lustro, wiszące w łazience i zadowolona ze swojego wyglądu, po cichu wymknęła się z akademika.
Na dworze nikogo nie było. Duże lampy oświetlały cały teren szkoły, przez co Dakota musiała bardzo się namęczyć, żeby nikt jej nie zauważył. Gdy wreszcie dotarła do głównej bramy, delikatnie ją otworzyła, żeby tylko stare zawiasy nie zaskrzypiały. Wszystko potoczyło się zgodnie z planem. Rozradowana ruszyła w kierunku starego teatru.
Gdy już miała odsunąć kotarę, za którą znajdował się Oliver, usłyszała, że nie jest tam sam. Słyszała dwa męskie głosy. Gdy spostrzegła, że tematem rozmowy jest ona sama, schowała się za starą zasłoną i czekała na rozwój akcji.
- Nie mogę uwierzyć, że ona jest taka tępa. No chłopie, muszę pogratulować ci talentu aktorskiego. - odezwał się nieznajomy głos.
- To wcale nie jest śmieszne Liam, nawet nie wiesz jak się męczę w jej towarzystwie. Dakota jest tak niewyobrażalnie nudna, że powinni tego zabronić.
Dziewczyna słysząc te słowa z ust Olivera zamarła. Nie wiedziała czy śmiać się, czy płakać. Już miała wyjść i przyznać się do tego, że wszystko słyszała, ale postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej na swój temat.
- Zawsze możesz zamknąć jej usta długim pocałunkiem.
- Co jak co, ale całować to ona potrafi. Wije się wtedy jak taka mała, drapieżna kocica. Mrr.. żałuj, że tego nie doświadczyłeś. - chłopcy wybuchli śmiechem.
Dakota zarumieniła się. ' Dlaczego oni rozmawiają o takich rzeczach?' pomyślała.
- A teraz już tak na serio. Czy ona na prawdę niczego się nie domyśla? Tak po prostu uwierzyła ci, że jesteś w niej zakochany?
- Chłopaku, mam taki dar przekonywania, że nawet ty byś mi uwierzył. Jeszcze trochę się z nią pomęczę i już będę wszystko wiedział o tej nędznej Szkole Czarodziei. A wtedy nie pozostanie nic innego jak...
- Nienawidzę cię! - wykrzyknęła Dakota.
Nie wytrzymała, nie była w stanie dłużej słuchać tego wszystkiego, o czym mówił Oliver i Liam. To wszystko było jednym, wielkim oszustwem. ' Jestem taka głupia!' skarciła się w myślach i wybiegła z teatru. Zdjęła z nóg szpilki, co umożliwiło jej szybszy bieg. Odwróciła się jeszcze, by sprawdzić, czy przypadkiem Oliver za nią nie biegnie. Miała nadzieję, że to był tylko głupi żart, jednak gdy już się odwróciła, nikogo nie zobaczyła. Ani jednej żywej duszy. Parę chwil później, przechodziła już przez bramę szkoły. Zwolniła tylko na moment, by ostrożnie zamknąć ją za sobą, nie budząc przy tym nikogo. Gdy tylko miała pewność, że nie została przyłapana na nocnym wypadzie na miasto, znów puściła się pędem przed siebie, przez nieoświetloną część szkolnego placu. Właśnie przebiegała obok strasznie starego drzewa, gdy potknęła się o coś i upadała z głośnych hukiem na ziemię. Ból był tak strasznie mocny, że Dakota nie była w stanie powstrzymać żałosnego jęku.
- O jeju, przepraszam. Nic ci się nie stało? - odezwał się czyjś tajemniczy głos.
Dakota nie była w stanie odpowiedzieć, z początku z bólu, a następnie ze strachu, że ktoś ją jednak przyłapał i na pewno będzie miała z tego powodu kłopoty.
- Proszę odezwij się.
- Nic.. nic mi nie jest. - odważyła się w końcu Dakota na wyduszenie z siebie kilku słów.
Postać pomogła wstać dziewczynie. Okazało się, że był to młody, wysoki chłopak. Nic więcej nie udało się dostrzec Dakocie, ponieważ znajdowali się w najciemniejszym miejscu szkoły.
- Lepiej będzie jak już pójdę do siebie. - szepnęła niepewnie dziewczyna, nie wiedząc czy chłopak nie ma zamiaru zaprowadzić jej do najbliższego nauczyciela i powiedzieć, że przyłapał jedną z uczennic na nocnym opuszczaniu szkolnego terenu.
- Czy mogę cię odprowadzić? Chciałbym się upewnić czy nic na pewno ci nie dolega.
Chłopak miał jednak inne zamiaru. Nie kierowało nim nic, jak tylko troska o drugiego człowieka. Dakota zgodziła się. Gdy już doszli pod drzwi do akademiku dziewcząt, który był już oświetlony, chłopak zauważył że Dakota była cała zapłakana.
- Aż tak boli? Lepiej będzie jeśli wejdę z tobą do pokoju.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Nie była do końca pewna, czy to co słyszy jest prawdą, czy tylko jakimś omamem spowodowanym uderzeniem w głowę. Spojrzała jednak w niewinne, zielone oczy swojego towarzysza i pod ich urokiem zgodziła się przyjąć nocnego gościa.
W pokoju, chłopak przedstawił się jako Diego i opowiedział o tym co robił w nocy pod starym drzewem i w ogóle skąd znalazł się w tej szkole. Okazało się, że wczesnym wieczorem dotarł do szkoły jako nowy uczeń. Nikogo nie znał, więc chciał przygotować się na zbliżający dzień, w czym pomagała mu cisza i spokój.
Dziewczyna opowiedziała nowo poznanemu koledze, co ją tego wieczoru spotkało, a ze wzruszenia aż się popłakała.
Dakota przypominając sobie to spotkanie znów się popłakała. Tylko tym razem nie była pewna dlaczego, czy dlatego, że otworzyły się stare rany zadane przez Olivera, czy to może były łzy szczęścia, przez to, że poznała tak niesamowitego człowieka jakim był Diego.
Natalie nie wiedziała, czy chce opowiedzieć Diego o minionym dniu. Po kilku minutach namów chłopaka, dziewczyna w końcu zdecydowała się go wtajemniczyć w sprawę z Willem.
W tym samym czasie Dakota leżała w swoim łóżku, czekając na sen, który wcale nie miał zamiaru jej zaszczycić swoim przybyciem. Przewracała się z boku na bok, próbując oczyścić umysł z dręczących ją myśli. Jedną z nich i chyba najważniejszą, był Diego. Dziewczyna zauroczyła się w nim i nie mogła sobie z tym poradzić. Wydawało jej się, że chłopak też coś do niej czuje, przez co zachowuje się inaczej w stosunku do niej. Jest delikatniejszy i bardziej zmysłowy niż wcześniej. Dakota nadal próbując znaleźć wygodną pozycję przypominała sobie chwilę, w której poznała Diega.
Był to kolejny, bardzo ciepły dzień, spędzony w Szkole Czarodziei. Z powodu zbliżającego się święta, zajęcia były luźniejsze, przez co chociaż przez parę godzin można było myśleć o czymś innym a nie tylko o nauce. Dakota z utęsknieniem wyczekiwała zachodu słońca, kiedy to mogła już spotkać się ze swym ukochanym. Wymykając się ze szkolnego akademika, czuła się jak Julia, która dążyła na spotkanie z Romeem. Po kolacji zjedzonej w stołówce, wspólnie z Chrisem i Markiem, ruszyła w stronę swojego pokoju, by przygotować się na spotkanie z Oliverem. Ich tajemniczym miejscem spotkań był stary, zamknięty teatr, na zapleczu, którego było na prawdę bardzo przytulnie. Dakota, ku jej zadowoleniu, mieszkała sama. Kiedyś dzieliła pokój z jedną dziewczyną, ale ta przeniosła się do innego kraju, co wiązało się ze zmianą szkoły. Dakota wrzuciła na siebie czarną sukienkę po kolano, z dekoltem wyciętym w serek, ozdobiony malutkimi, iskrzącymi się diamencikami, przypominającymi gwiazdy na ciemnym niebie. Rozczesała krótkie, czarne włosy i zrobiła delikatny makijaż. Małe usta pomalowała czerwoną szminką, przez co nabrały one ponętniejszego kształtu. Przed wyjściem spojrzała jeszcze w duże lustro, wiszące w łazience i zadowolona ze swojego wyglądu, po cichu wymknęła się z akademika.
Na dworze nikogo nie było. Duże lampy oświetlały cały teren szkoły, przez co Dakota musiała bardzo się namęczyć, żeby nikt jej nie zauważył. Gdy wreszcie dotarła do głównej bramy, delikatnie ją otworzyła, żeby tylko stare zawiasy nie zaskrzypiały. Wszystko potoczyło się zgodnie z planem. Rozradowana ruszyła w kierunku starego teatru.
Gdy już miała odsunąć kotarę, za którą znajdował się Oliver, usłyszała, że nie jest tam sam. Słyszała dwa męskie głosy. Gdy spostrzegła, że tematem rozmowy jest ona sama, schowała się za starą zasłoną i czekała na rozwój akcji.
- Nie mogę uwierzyć, że ona jest taka tępa. No chłopie, muszę pogratulować ci talentu aktorskiego. - odezwał się nieznajomy głos.
- To wcale nie jest śmieszne Liam, nawet nie wiesz jak się męczę w jej towarzystwie. Dakota jest tak niewyobrażalnie nudna, że powinni tego zabronić.
Dziewczyna słysząc te słowa z ust Olivera zamarła. Nie wiedziała czy śmiać się, czy płakać. Już miała wyjść i przyznać się do tego, że wszystko słyszała, ale postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej na swój temat.
- Zawsze możesz zamknąć jej usta długim pocałunkiem.
- Co jak co, ale całować to ona potrafi. Wije się wtedy jak taka mała, drapieżna kocica. Mrr.. żałuj, że tego nie doświadczyłeś. - chłopcy wybuchli śmiechem.
Dakota zarumieniła się. ' Dlaczego oni rozmawiają o takich rzeczach?' pomyślała.
- A teraz już tak na serio. Czy ona na prawdę niczego się nie domyśla? Tak po prostu uwierzyła ci, że jesteś w niej zakochany?
- Chłopaku, mam taki dar przekonywania, że nawet ty byś mi uwierzył. Jeszcze trochę się z nią pomęczę i już będę wszystko wiedział o tej nędznej Szkole Czarodziei. A wtedy nie pozostanie nic innego jak...
- Nienawidzę cię! - wykrzyknęła Dakota.
Nie wytrzymała, nie była w stanie dłużej słuchać tego wszystkiego, o czym mówił Oliver i Liam. To wszystko było jednym, wielkim oszustwem. ' Jestem taka głupia!' skarciła się w myślach i wybiegła z teatru. Zdjęła z nóg szpilki, co umożliwiło jej szybszy bieg. Odwróciła się jeszcze, by sprawdzić, czy przypadkiem Oliver za nią nie biegnie. Miała nadzieję, że to był tylko głupi żart, jednak gdy już się odwróciła, nikogo nie zobaczyła. Ani jednej żywej duszy. Parę chwil później, przechodziła już przez bramę szkoły. Zwolniła tylko na moment, by ostrożnie zamknąć ją za sobą, nie budząc przy tym nikogo. Gdy tylko miała pewność, że nie została przyłapana na nocnym wypadzie na miasto, znów puściła się pędem przed siebie, przez nieoświetloną część szkolnego placu. Właśnie przebiegała obok strasznie starego drzewa, gdy potknęła się o coś i upadała z głośnych hukiem na ziemię. Ból był tak strasznie mocny, że Dakota nie była w stanie powstrzymać żałosnego jęku.
- O jeju, przepraszam. Nic ci się nie stało? - odezwał się czyjś tajemniczy głos.
Dakota nie była w stanie odpowiedzieć, z początku z bólu, a następnie ze strachu, że ktoś ją jednak przyłapał i na pewno będzie miała z tego powodu kłopoty.
- Proszę odezwij się.
- Nic.. nic mi nie jest. - odważyła się w końcu Dakota na wyduszenie z siebie kilku słów.
Postać pomogła wstać dziewczynie. Okazało się, że był to młody, wysoki chłopak. Nic więcej nie udało się dostrzec Dakocie, ponieważ znajdowali się w najciemniejszym miejscu szkoły.
- Lepiej będzie jak już pójdę do siebie. - szepnęła niepewnie dziewczyna, nie wiedząc czy chłopak nie ma zamiaru zaprowadzić jej do najbliższego nauczyciela i powiedzieć, że przyłapał jedną z uczennic na nocnym opuszczaniu szkolnego terenu.
- Czy mogę cię odprowadzić? Chciałbym się upewnić czy nic na pewno ci nie dolega.
Chłopak miał jednak inne zamiaru. Nie kierowało nim nic, jak tylko troska o drugiego człowieka. Dakota zgodziła się. Gdy już doszli pod drzwi do akademiku dziewcząt, który był już oświetlony, chłopak zauważył że Dakota była cała zapłakana.
- Aż tak boli? Lepiej będzie jeśli wejdę z tobą do pokoju.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Nie była do końca pewna, czy to co słyszy jest prawdą, czy tylko jakimś omamem spowodowanym uderzeniem w głowę. Spojrzała jednak w niewinne, zielone oczy swojego towarzysza i pod ich urokiem zgodziła się przyjąć nocnego gościa.
W pokoju, chłopak przedstawił się jako Diego i opowiedział o tym co robił w nocy pod starym drzewem i w ogóle skąd znalazł się w tej szkole. Okazało się, że wczesnym wieczorem dotarł do szkoły jako nowy uczeń. Nikogo nie znał, więc chciał przygotować się na zbliżający dzień, w czym pomagała mu cisza i spokój.
Dziewczyna opowiedziała nowo poznanemu koledze, co ją tego wieczoru spotkało, a ze wzruszenia aż się popłakała.
Dakota przypominając sobie to spotkanie znów się popłakała. Tylko tym razem nie była pewna dlaczego, czy dlatego, że otworzyły się stare rany zadane przez Olivera, czy to może były łzy szczęścia, przez to, że poznała tak niesamowitego człowieka jakim był Diego.
Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńPiszesz lekko, przyjemnie i wciągająco.
Czekam na kolejny rodział. ;)
Zapraszam do siebie:
marsz-mendelsona.blogspot.com/
" Ich tajemniczym miejscem spotkań był stary, zamknięty teatr, na zapleczu, którego było na prawdę bardzo przytulnie" - bez przecinka przed "na", w którym było, naprawdę
OdpowiedzUsuń"W pokoju, chłopak przedstawił się jako Diego i opowiedział o tym co robił w nocy pod starym drzewem i w ogóle skąd znalazł się w tej szkole. " -bez przecinka po "pokoju"
No wow! Ten rozdział był chyba najlepszy jeśli chodzi o stronę stylistyczną! Błędów prawie wcale. Zdania ładnie budowane, nie było tak zmieszane, lecz człowiek mógł się całkowicie odnaleźć. Skupiłaś się na dwóch wątkach i to ich się trzymałaś, a nie tak rozbieganie, że trzy linijki na jeden, trzy na drugi. No bardzo mi się podobało! Naprawdę najlepszy rozdział, jaki napisałaś! Obyś tak dalej trzymała, bo zdecydowanie różni się on od poprzednich. Jakby pisała go zupełnie inna osoba! Piękny był po prostu!
I nawet opisałaś dzień z przeszłości Dakoty, o co w poprzednim rozdziale Cię, że tak powiem upomniałam. Szkoda tylko, że Dakota się zakochała/zakocha w Diego, bo to może całkowicie zniszczyć ich przyjaźń i plany. :/
Aha i wydaje mi się, że imienia Diego się nie odmienia. Ale nie mam pewności.
Pozdrawiam i liczę na więcej takich rozdziałów! ^^