czwartek, 17 maja 2012

Rozdział 1 .

 
Był niesamowicie mroźny dzień. Natalie jak co rano jechała na swoim fiołkowym rowerze na salę treningową. Drzewa stojące w równych odległościach od siebie już dawno zrzuciły liście, przez co utworzył się kolorowy dywan zwiastujący zbliżającą się zimę. Dziewczyna, ciepło otulona swoim szalikiem, pędziła pustą jeszcze ulicą. Wreszcie gdy spóźniona wpadła do szatni, mogła zjeść szybko przygotowane śniadanie jakim był zimny już tost. W mgnieniu oka była gotowa by wyjść na boisko i dać z siebie wszystko. Nie było to jednak tak proste. Najpierw całą drużynę czekała bardzo dokładna rozgrzewka, która pozwalała wyeliminować niepotrzebne kontuzje. Dla Natalie treningi były zajęciem, które odrywało ja od szarej rzeczywistości. To właśnie na hali treningowej czuła, że jest spełniona. 
- Ej, Natalie, idziesz z nami na pizze ? - wyrwała dziewczynę z zamyślenia Emma, najlepsza zawodniczka i zarazem kapitan drużyny. 
- Dzięki, ale spieszę się do domu. Dzisiaj jadę z rodzicami do babci.
Natalie bardzo cieszyła się z tego wyjazdu nie tylko dlatego, że mogła spotkać się z ukochaną babunią ale również dlatego, że właśnie tam mieszkał jej koń, a raczej klacz - Lady.
- Mamo, już wróciłam. Gdzie tata? O której wyjeżdżamy? - pytała podekscytowana ledwo otwierając frontowe drzwi.
- Spokojnie Nat, najpierw musisz zjeść coś bardziej wartościowego niż zimny tost, którego zabrałaś na trening. Tata kończy dyżur za pół godziny.
Natalie miała bardzo dobry kontakt z rodzicami. Nie ciążyły między nimi niepotrzebne tajemnice i wiedziała, że może na nich liczyć niezależnie od sytuacji. Dziewczyna migiem pobiegła do swojego pokoju znajdującego się na piętrze dość dużego domu. Rzuciła torbę w kąt, nakarmiła rybki w akwarium i poszła wziąć szybki, ciepły prysznic by się trochę odświeżyć i rozgrzać po jeździe na rowerze. 
Zmęczona ubrała się w jasne jeansy, fioletowy top i rzuciła się na łóżko pełne poduszek i pluszaków. Leżała tak układając sobie w głowie plan całego dnia, gdy nagle usłyszała głos mamy wołający ja na śniadanie. 
- Jak tam dzisiejsza siatkówka ?
- Dobrze, jak zawsze. - odpowiedziała Natalie z ustami pełnymi naleśników. 
Śmiech mamy przerwał dźwięk otwieranych drzwi. 
- Widzę, że moje panie mają dziś bardzo dobry humor. 
- Oczywiście. - opowiedziały obie w tym samym czasie co wywołało jeszcze większy śmiech. 
Wreszcie wszyscy zasiedli do śniadania. Słońce zaczęło coraz śmielej wyglądać zza horyzontu, co jeszcze bardziej poprawiło samopoczucie Natalie. Wiedziała, że ten dzień będzie należał tylko do niej i Lady. Wreszcie około godziny 11, cała trójka ruszyła na wieś do babci Per. 
- Babciu! - wykrzyknęła zadowolona dziewczyna, kiedy wreszcie dotarli na miejsce. - Lady jest w boksie?
- Tak wnusiu, czeka na ciebie jak zawsze.
Gdy wszyscy weszli do domu, Natalie ruszyła w bardzo dobrze jej znanym kierunku. Już z daleka słychać było wesołe rżenie klaczy.
- Oh kochana! - Dziewczyna przytuliła się do konia, który z radością machał swoją piękną, białą grzywą. Obie bardzo się za sobą stęskniły. Nie czekając długo, dziewczyna ubrała swój strój do jazdy, osiodłała konia i ruszyła polną drogą prowadzącą na wzgórze. Natalie uwielbiała czuć wiatr we włosach i zawsze gdy jechała rowerem w swoim mieście, wyobrażała sobie, że to właśnie z Lady przemierza kolejne nieznane ścieżki. Parę minut później była już na szczycie. Zeskoczyła z konia i usiadła na wilgotnej ziemi opierając się plecami o strasznie stare drzewo. W najbliższej okolicy nie było nikogo. Mroźne powietrze zmuszało konia do ciągłego ruchu. Natalie uwielbiała to miejsce. Gdyby nie to, że drewniany domek babci był za mały dla całej rodziny, mieszkałaby tu nadal, blisko Lady.
- No maleńka, czas się zbierać. - szepnęła do konia podnosząc się z ziemi. - A co ty na to, żebyśmy zjechały drugą stroną góry? - W odpowiedzi usłyszała tylko wesołe rżenie. Nie minęło parę sekund, a już obie pędziły wzdłuż stoku. Nagle w którymś momencie klacz gwałtownie pochyliła się w przód. Natalie z głośnym hukiem spadła na zmarzniętą ziemię, a zaraz na nią upadła Lady. 
Nagle nie wiadomo skąd, zza wielkiego krzewu wyłonił się wysoki chłopak mający około 17 lat.
- Natalie, słyszysz mnie? Możesz się ruszać? 
Dziewczyna niepewnie podniosła się na mocno stłuczonych ramionach. Przed oczami miała tylko czarno-białe plamy. Mimo to rozpoznawała głos, który starał się przywołać ją do rzeczywistości. 
- Daj mi minutkę. - szepnęła i usiadła z zamkniętymi oczyma. 
- To może być wstrząs, muszę zabrać cię do lekarza. - Chłopak nerwowo chodził w tą i z powrotem nie mogąc się doczekać jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony poszkodowanej. Gdy dziewczyna poczuła się na tyle silna by stanąć na nogach, niepewnie zaczęła się podnosić. Chłopak w mgnieniu oka zjawił się przy Natalie.
- Dziękuję ci Will. - Ten posłał jej uroczy uśmiech ukazujący szereg śnieżnobiałych zębów. 
Nagle dziewczyna przypomniała sobie o klaczy, która przecież też upadła. Szybko odszukała wzrokiem swoje zwierzę. Lady leżała metr od miejsca, w którym jeszcze chwilę temu znajdowała się Natalie.
- Ej, możesz wstać? - szepnęła podchodząc do rannego konia.
Ten tylko głośno parsknął na znak, że nic groźnego mu nie dolega, jednak podczas próby wstawania dziewczyna zauważyła, że klacz nie może utrzymać się na prawej przedniej nodze. Razem z Willem zaprowadzili Lady do boksu. W międzyczasie zdążyli jednak porozmawiać. 
- Co robiłeś na wzgórzu? - spytała zaciekawiona Natalie.
- Spacerowałem, jak co dzień. Gdybyś częściej nas odwiedzała to byś wiedziała. 
Will był znajomym Natalie ze szkoły, z czasów gdy jeszcze mieszkała wraz z babcią. Ich przyjaźń przetrwała bardzo wiele: pierwsze miłostki obojga, kłótnie, które nie miały najmniejszego sensu i wiele, wiele innych zdarzeń, które z pewnością zniszczyłyby niejedną znajomość. 
- No to jak długo u nas zabawisz? - spytał chłopak posyłając jej jeden z tych uśmiechów, które ukazywały jego pełne uzębienie.
- Em, wieczorem wracam do siebie. - odpowiedziała smutno spuszczając wzrok.
- W takim razie może dasz zaprosić się na skromny obiad w naszym ulubionym barze. 
- Może innym razem, teraz chcę dopilnować czy Lady się nie pogorszy.
- Spoko, następnym razem. 
Natalie, już sama, weszła do domu i opowiedziała całe zdarzenie rodzicom i babci, która od razu zadzwoniła po miejscowego weterynarza. Okazało się, że to tylko lekkie stłuczenie, nic groźnego. Dziewczyna miała jednak wyrzuty sumienia, że tak chłodno potraktowała swojego przyjaciela. Miała też jednak świadomość tego, że od jakiegoś czasu Will wysyła jej pewne sygnały, które bardzo mogą zagrozić ich przyjaźni, której tak bardzo nie chciała stracić. 


2 komentarze:

  1. Fajny rozdział :P Will... Z czymś mi się kojarzy to imię. Tylko z czym?
    Ja tam czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No więc tak. Zaspamowałaś u mnie to jestem. Nie wiem na ile te dwa komentarze były tylko po to, żeby móc zostawić spam, czy rzeczywiście Ci się spodobało, ale zostawię to dla Twojego własnego sumienia ;d
    Anyway... Jeśli chodzi o rozdział, to akcja w nim tak szybko się toczy, że mam pewne problemy z rozeznaniem się czasami. I rozdział też dość krótki niestety :(
    Widzę, że jesteś fanką Siatkówki, co mnie cieszy xd I chyba lubisz konie, co? Na to wygląda skoro o tym piszesz :)
    To dopiero początek, więc nic nie mogę konkretnego powiedzieć. Myślę, że takowy komentarz zamieszczę na samym końcu :)

    OdpowiedzUsuń