Był
niesamowicie mroźny dzień. Natalie jak co rano jechała na swoim
fiołkowym rowerze na salę treningową. Drzewa stojące w równych
odległościach od siebie już dawno zrzuciły liście, przez co
utworzył się kolorowy dywan zwiastujący zbliżającą się zimę.
Dziewczyna, ciepło otulona swoim szalikiem, pędziła pustą jeszcze
ulicą. Wreszcie gdy spóźniona wpadła do szatni, mogła zjeść
szybko przygotowane śniadanie jakim był zimny już tost. W mgnieniu
oka była gotowa by wyjść na boisko i dać z siebie wszystko. Nie
było to jednak tak proste. Najpierw całą drużynę czekała bardzo
dokładna rozgrzewka, która pozwalała wyeliminować niepotrzebne
kontuzje. Dla Natalie treningi były zajęciem, które odrywało ja
od szarej rzeczywistości. To właśnie na hali treningowej czuła,
że jest spełniona.
- Ej, Natalie,
idziesz z nami na pizze ? - wyrwała dziewczynę z zamyślenia Emma,
najlepsza zawodniczka i zarazem kapitan drużyny.
- Dzięki, ale
spieszę się do domu. Dzisiaj jadę z rodzicami do babci.
Natalie bardzo
cieszyła się z tego wyjazdu nie tylko dlatego, że mogła spotkać
się z ukochaną babunią ale również dlatego, że właśnie tam
mieszkał jej koń, a raczej klacz - Lady.
- Mamo, już
wróciłam. Gdzie tata? O której wyjeżdżamy? - pytała
podekscytowana ledwo otwierając frontowe drzwi.
- Spokojnie
Nat, najpierw musisz zjeść coś bardziej wartościowego niż zimny
tost, którego zabrałaś na trening. Tata kończy dyżur za pół
godziny.
Natalie miała
bardzo dobry kontakt z rodzicami. Nie ciążyły między nimi
niepotrzebne tajemnice i wiedziała, że może na nich liczyć
niezależnie od sytuacji. Dziewczyna migiem pobiegła do swojego
pokoju znajdującego się na piętrze dość dużego domu. Rzuciła
torbę w kąt, nakarmiła rybki w akwarium i poszła wziąć szybki,
ciepły prysznic by się trochę odświeżyć i rozgrzać po jeździe
na rowerze.
Zmęczona
ubrała się w jasne jeansy, fioletowy top i rzuciła się na łóżko
pełne poduszek i pluszaków. Leżała tak układając sobie w głowie
plan całego dnia, gdy nagle usłyszała głos mamy wołający ja na
śniadanie.
- Jak tam
dzisiejsza siatkówka ?
- Dobrze, jak
zawsze. - odpowiedziała Natalie z ustami pełnymi naleśników.
Śmiech mamy
przerwał dźwięk otwieranych drzwi.
- Widzę, że
moje panie mają dziś bardzo dobry humor.
- Oczywiście.
- opowiedziały obie w tym samym czasie co wywołało jeszcze większy
śmiech.
Wreszcie
wszyscy zasiedli do śniadania. Słońce zaczęło coraz śmielej
wyglądać zza horyzontu, co jeszcze bardziej poprawiło samopoczucie
Natalie. Wiedziała, że ten dzień będzie należał tylko do niej i
Lady. Wreszcie około godziny 11, cała trójka ruszyła na wieś do
babci Per.
- Babciu! -
wykrzyknęła zadowolona dziewczyna, kiedy wreszcie dotarli na
miejsce. - Lady jest w boksie?
- Tak wnusiu,
czeka na ciebie jak zawsze.
Gdy wszyscy
weszli do domu, Natalie ruszyła w bardzo dobrze jej znanym kierunku.
Już z daleka słychać było wesołe rżenie klaczy.
- Oh kochana! -
Dziewczyna przytuliła się do konia, który z radością machał
swoją piękną, białą grzywą. Obie bardzo się za sobą
stęskniły. Nie czekając długo, dziewczyna ubrała swój strój do
jazdy, osiodłała konia i ruszyła polną drogą prowadzącą na
wzgórze. Natalie uwielbiała czuć wiatr we włosach i zawsze gdy
jechała rowerem w swoim mieście, wyobrażała sobie, że to właśnie
z Lady przemierza kolejne nieznane ścieżki. Parę minut później
była już na szczycie. Zeskoczyła z konia i usiadła na wilgotnej
ziemi opierając się plecami o strasznie stare drzewo. W najbliższej
okolicy nie było nikogo. Mroźne powietrze zmuszało konia do
ciągłego ruchu. Natalie uwielbiała to miejsce. Gdyby nie to, że
drewniany domek babci był za mały dla całej rodziny, mieszkałaby
tu nadal, blisko Lady.
- No maleńka,
czas się zbierać. - szepnęła do konia podnosząc się z ziemi. -
A co ty na to, żebyśmy zjechały drugą stroną góry? - W
odpowiedzi usłyszała tylko wesołe rżenie. Nie minęło parę
sekund, a już obie pędziły wzdłuż stoku. Nagle w którymś
momencie klacz gwałtownie pochyliła się w przód. Natalie z
głośnym hukiem spadła na zmarzniętą ziemię, a zaraz na nią
upadła Lady.
Nagle nie
wiadomo skąd, zza wielkiego krzewu wyłonił się wysoki chłopak
mający około 17 lat.
- Natalie,
słyszysz mnie? Możesz się ruszać?
Dziewczyna
niepewnie podniosła się na mocno stłuczonych ramionach. Przed
oczami miała tylko czarno-białe plamy. Mimo to rozpoznawała głos,
który starał się przywołać ją do rzeczywistości.
- Daj mi
minutkę. - szepnęła i usiadła z zamkniętymi oczyma.
- To może być
wstrząs, muszę zabrać cię do lekarza. - Chłopak nerwowo chodził
w tą i z powrotem nie mogąc się doczekać jakiejkolwiek odpowiedzi ze
strony poszkodowanej. Gdy dziewczyna poczuła się na tyle silna by
stanąć na nogach, niepewnie zaczęła się podnosić.
Chłopak w mgnieniu oka zjawił się przy Natalie.
- Dziękuję ci
Will. - Ten posłał jej uroczy uśmiech ukazujący szereg
śnieżnobiałych zębów.
Nagle dziewczyna przypomniała sobie o klaczy, która przecież też upadła. Szybko odszukała wzrokiem swoje zwierzę. Lady leżała metr od miejsca, w którym jeszcze chwilę temu znajdowała się Natalie.
- Ej, możesz wstać? - szepnęła podchodząc do rannego konia.
Ten tylko głośno parsknął na znak, że nic groźnego mu nie dolega, jednak podczas próby wstawania dziewczyna zauważyła, że klacz nie może utrzymać się na prawej przedniej nodze. Razem z Willem zaprowadzili Lady do boksu. W międzyczasie zdążyli jednak porozmawiać.
- Co robiłeś na wzgórzu? - spytała zaciekawiona Natalie.
- Spacerowałem, jak co dzień. Gdybyś częściej nas odwiedzała to byś wiedziała.
Will był znajomym Natalie ze szkoły, z czasów gdy jeszcze mieszkała wraz z babcią. Ich przyjaźń przetrwała bardzo wiele: pierwsze miłostki obojga, kłótnie, które nie miały najmniejszego sensu i wiele, wiele innych zdarzeń, które z pewnością zniszczyłyby niejedną znajomość.
- No to jak długo u nas zabawisz? - spytał chłopak posyłając jej jeden z tych uśmiechów, które ukazywały jego pełne uzębienie.
- Em, wieczorem wracam do siebie. - odpowiedziała smutno spuszczając wzrok.
- W takim razie może dasz zaprosić się na skromny obiad w naszym ulubionym barze.
- Może innym razem, teraz chcę dopilnować czy Lady się nie pogorszy.
- Spoko, następnym razem.
Natalie, już sama, weszła do domu i opowiedziała całe zdarzenie rodzicom i babci, która od razu zadzwoniła po miejscowego weterynarza. Okazało się, że to tylko lekkie stłuczenie, nic groźnego. Dziewczyna miała jednak wyrzuty sumienia, że tak chłodno potraktowała swojego przyjaciela. Miała też jednak świadomość tego, że od jakiegoś czasu Will wysyła jej pewne sygnały, które bardzo mogą zagrozić ich przyjaźni, której tak bardzo nie chciała stracić.
Fajny rozdział :P Will... Z czymś mi się kojarzy to imię. Tylko z czym?
OdpowiedzUsuńJa tam czekam na kolejny :)
No więc tak. Zaspamowałaś u mnie to jestem. Nie wiem na ile te dwa komentarze były tylko po to, żeby móc zostawić spam, czy rzeczywiście Ci się spodobało, ale zostawię to dla Twojego własnego sumienia ;d
OdpowiedzUsuńAnyway... Jeśli chodzi o rozdział, to akcja w nim tak szybko się toczy, że mam pewne problemy z rozeznaniem się czasami. I rozdział też dość krótki niestety :(
Widzę, że jesteś fanką Siatkówki, co mnie cieszy xd I chyba lubisz konie, co? Na to wygląda skoro o tym piszesz :)
To dopiero początek, więc nic nie mogę konkretnego powiedzieć. Myślę, że takowy komentarz zamieszczę na samym końcu :)