Ciemne niebo zasnute chmurami, wystające korzenie drzew i nieznajoma postać goniąca Natalie. Spanikowana dziewczyna co chwilę odwracała głowę, by ocenić odległość, jaka dzieli ją od prześladowcy. Czarodziejka z wyczerpania nie mogła już oddychać. Czuła, że za chwilę braknie jej sił i będzie musiała zmierzyć się z tym kimś. Sama już nie wiedziała, jak długa trwa cały ten pościg. Pięć minut, dziesięć? A może pół godziny? To było akurat najmniej istotne. Z każdej strony otaczał ją ciemny las. Nie wiedziała gdzie się znajduje. Biegła tak przed siebie, licząc że kogoś spotka lub natrafi na jakiś dom. Gdy już miała się zatrzymać, ujrzała w oddali niewielkie światło takie, jakie pada z małego okna. Natalie z radości dostała kolejnej dawki energii. Nawet uśmiechnęła się wiedząc, że jednak nie wszystko stracone. Rozkojarzona ujrzanym światełkiem, potknęła się o duży, wystający korzeń i z głośnych hukiem upadła na ziemię. Minęła chwila, nim wróciła jej świadomość. Gdy jednak to nastąpiło, znów puściła się pędem przed siebie. Działo się jednak coś dziwnego. Jej nogi się poruszały, jednak ona sama stała w miejscu. Zwiastujące pomoc światło, zamiast się zbliżać, oddalało się, zabierając tym samym jakiekolwiek nadzieje na przeżycie. Dziewczyna mimo to, nie przestawała biec. W końcu odwróciła się i zobaczyła, że goniąca ją postać jest tuż przed nią. Natalie otworzyła szeroko oczy i czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Tajemnicza osoba zdjęła zasłaniający jej twarz kaptur, ukazując tym samym piękną, rozpromienioną twarz Olivera. Wszystko poczęło poruszać się wokoło dziewczyny. Drzewa zaczęły kręcić piruety, jakby występowały w Jeziorze Łabędzim. Wraz z nimi, kręciła się uśmiechnięta twarz chłopaka, powtarzająca w kółko te same słowa ' Jesteś nasza! '.
Natalie cała mokra od potu i łez, zeskoczyła z łóżka. Spojrzała niepewnie dookoła siebie, szukając potencjalnego mordercy. Była jednak sama. Przez okna zasunięte żaluzjami, nieśmiało próbowały się wkraść niewielkie promyki słońca. Wyczerpana dziewczyna usiadła na krześle znajdującym się przy toaletce, podparła głowę dłońmi i wciąż uparcie powtarzała sobie, że to był tylko sen, nic poważnego, jeden z wielu koszmarów, które czasami ją nawiedzały. Nim jednak rozum przyswoił sobie tę wiadomość, serce Natalie biło jak oszalałe. Nie mogła zapomnieć tego uczucia, które towarzyszyło jej od momentu, kiedy ujrzała twarz zakapturzonego chłopaka. Był to pierwszy raz, gdy Oliver się jej przyśnił. To, że był to koszmar, raczej potwierdzało jego ciemną stronę. Natalie spojrzała w lustro, które ukazywało jej smukłą twarz z zaczerwionymi oczami. Falowane blond włosy, jak nigdy były w nienagannym porządku.
Budzik znajdujący się na szafce nocnej wskazywał dokładnie godzinę 10:00. Dziewczyna rozsunęła żaluzje i znów przez dłuższy czas patrzyła w dal. Rozmowa z Diego bardzo jej pomogła. W końcu zaakceptowała to, kim jest i nie miała zamiaru z tego zrezygnować. Rozpoczynał się nowy etap w jej życiu. Gdy wreszcie się ocknęła, usiadła na parapecie lustrując wzrokiem swój, pokaźnych rozmiarów, pokój. Chciała w nim coś zmienić, nie była jednak do końca pewna co. Ściany były pomalowane na kolor jasnofioletowy, ozdobione naklejkami przedstawiającymi fikuśne pędy roślin. Sufit, na którym było kilka małych światełek, standardowo był biały. Podłoga drewniana, z małym, puszystym dywanikiem. W pokoju znajdowało się duże łóżko zarzucone mnóstwem pluszaków, mały stolik, na którym stało akwarium, biała toaletka, biurko, szafa, drzwi do garderoby i nocna szafka. Dla Natalie to pomieszczenie było zbyt smutne i puste mimo to, że sama je zaprojektowała.
Rozkoszując się niedzielnym lenistwem, postanowiła odwiedzić swoje ulubione miejsce w domu. Jej osobistą bibliotekę, którą rodzice wymyślili specjalnie dla swojej córeczki, kochającej czytać książki. Sięgnęła na jedną z półek i usiadła w fotelu bujanym. Było tak cicho i przyjemnie. Ostatnio nie miała zbyt wiele czasu, na poświęcenie się jednemu z ulubionych zajęć. Czytając książki, mogła przenieść się do świata, którego nie ma, do tego, który ona sama odwiedza, wraz z bohaterami konkretnego dzieła. Na moment jednak przymknęła książkę i pomyślała.
- Ale przecież mój świat teraz też staje się jak z bajki. Bo przecież spotkać czarodzieja, nie jest rzeczą normalną, a co dopiero być jednym z nich. - Natalie szeroko się uśmiechnęła, ukazując tym samym rząd olśniewająco białych zębów i powróciła do lektury.
- Cześć wszystkim. - przywitał się Diego, wchodząc do tajemniczego miejsca spotkań czarodziei, jakim była piwnica w starej, nieużywanej już kamienicy.
Mark jak zwykle siedział cicho w najciemniejszym koncie, obmyślając zapewne jakieś niecne plany. Chris pogrążony był w tworzeniu kolejnych eliksirów, które prawdopodobnie nigdy się nie przydadzą. Tylko Dakota wyglądała chłopaka, a gdy ten już się zjawił, jej humor znacznie się poprawił. Podniosła się i poprawiła, i tak idealnie ułożone, spodnie. Nie umknęło jednak uwadze dziewczyny, że Diego jest w kiepskim nastroju. Jako dobra przyjaciółka, oczywiście chciała to zmienić.
- Co się stało? - zapytała wprost.
- Nic, jestem tylko trochę zmęczony. - chłopak wysilił się na krzywy uśmiech, po którym zaraz ziewnął.
Dakota spojrzała na niego, spod przymrużonych oczu.
- Co takie robiłeś w nocy, że nie mogłeś spać? - szepnęła, przypominając sobie tym samym, co ona robiła, by tylko odpłynąć w stan błogości.
- Nic takiego, zasiedziałem się u Natalie.
- Ach tak...- nie powiedziała nic więcej.
Ruszyła w stronę Chrisa, proponując mu swoją pomoc. Mark obserwował wszystko z bezpiecznej odległości. Miał już swoją teorię dotyczącą Diego, Dakoty i nowo poznanej dziewczyny. Nie zamierzał się jednak wtrącać w życie innych. Nie interesowało go nic innego, jak tylko odzyskanie szkoły i zajęcie się dalszym szkoleniem na czarodzieja. Mark jako jedyny z całej czwórki, nie miał obojga rodziców. Zginęli oni w nieszczęśliwym wypadku samochodowym. Auto rodziców chłopaka zderzyło się z nadjeżdżającą z na przeciwka ciężarówką, odbiło się i wpadło wprost do rzeki. Po tym zdarzeniu, Mark zamknął się w sobie, winiąc się za śmierć rodziców. ' Gdyby nie musieli mnie odbierać z treningu, wcale nie jechali by przez ten most, a tym samy żyli by dalej ' tłumaczył sobie. Na nic zdawały się wielogodzinne rozmowy z rodziną, psychologami i pedagogami. Chłopak wiedział swoje i nie miał zamiaru tego zmieniać. Wszystko przestało się dla niego liczyć. Zrezygnował z treningów, przyjaciół, życia. Istniał tylko dlatego, że wymagali tego od niego inni. Porzucił nawet swoją dziewczynę, z którą przecież tak wiele go łączyło, tłumacząc się, że nie zasługuje ona na takiego typa i mordercę jakim jest. Na wszystko miał jakieś niebanalne wytłumaczenie. Gdy był już na skraju załamania nerwowego, odnalazł go pewien człowiek, opowiadając kim tak na prawdę jest Mark Austin. Chłopak, podobnie jak Natalie, na początku nie chciał uwierzyć w świat magii. Że niby on, człowiek, który przyczynił się do śmierci własnych rodziców, a tym samym nieszczęścia wielu osób, miał być zsyłającym ludziom szczęście i spokój? Na tę wiadomość zareagował głośnym, nerwowym śmiechem. Mimo to, że wydawało mu się to niemożliwe, jego podświadomość wiedziała co innego. Został przekonany do własnej mocy. Jako osiemnastolatek przeprowadził się do akademika, znajdującego się przy Szkole Czarodziei. Mógł zacząć wszystko od początku. Tu był nieznanym chłopakiem, przyciągającym spojrzenia wielu dziewczyn. Trochę czasu minęło, nim znów wrócił do uprawiania łucznictwa. Musiał pokonać barierę, która nie pozwalała mu zbliżyć się do łuku. Wszystko powoli zaczynało się układać, co nie zmieniało faktu, że Mark pozostał cichym, tajemniczym chłopakiem, którego nikt nie potrafił odkryć. Aż do czasu, gdy pojawiła się pewna dziewczyna, Ella. Poznali się na polu treningowym. Mark od początku poczuł nutkę szczególnej sympatii w stronę nowej. Z wzajemnością. Minęło sporo czasu, ale to jednak tej jednej istotce, udało się przebić gruby mur, którym zastawił się młodzieniec. Zakochali się w sobie, co otworzyło oczy chłopaka na otaczający go świat, ten, który tak bardzo starał się ignorować. Ich sielanka, nie trwała jednak długo. Podczas pewnych zawodów łuczniczych, na których byli oczywiście oboje, miał miejsce bardzo smutny wypadek. Właśnie kończyła się runda finałowa. Strzelał Mark, natomiast Ella dzielnie kibicowała mu, stojąc nieopodal, w bezpiecznej strefie. Jeden, drugi, trzeci strzał. Jeszcze jeden trafiony w sam środek tarczy i wygrana mogła być jego. Wszyscy zawodnicy wypuścili swoje ostre strzały w tym samym momencie. Udało się, czarodziej zdobył pierwsze miejsce. Niewyobrażalnie się ucieszył, tak dawno nie czuł tego uczucia. Kiwnął w stronę Elli, by ta przyszła do niego. Dziewczyna nie zastanawiając się, wbiegła na pole zarezerwowane tylko dla pędzących strzał. Mark jeszcze obrócił się lekko, by odszukać wzrokiem swego trenera, gdy zobaczył, że jeden z zawodników celował właśnie w swoją tarczę. Cięciwa jego łuku pękła, przez co nie mógł zrobić tego w tym samym czasie, co reszta uczestników zawodów. Wszystko działo się jakby w spowolnionym tempie. Nim chłopak krzyknął, strzała pomknęła w stronę swojego celu, napotykając jednak po drodze pewną przeszkodę - Ellę. Skończyła swój lot, w ciele dziewczyny. Wszyscy wpadli w panikę, zrozpaczony Mark pobiegł ratować ukochaną. Gdy ktoś inny pomknął powiadomić dyżurujących na rozgrywkach lekarzy, chłopak podniósł głowę dziewczyny i ułożył ją na swoich kolanach. Wiedział, że jest źle. Czarodziejka powili już krztusiła się własną krwią.
- M..Mark.. - wydusiła.
- Spokojnie, oszczędzaj siły. Wszystko będzie dobrze, słyszysz? Nie poddawaj się, musisz być silna! - pocieszał ranną, sam zalewając się słonymi łzami.
Nie był głupi, to nie była rana, na którą miał pomóc zwykły mały plasterek i całus mamy. Strzała była niesamowicie ostra i szybka. Ella spojrzała na swego chłopaka oczami pełnymi nadziei i miłości. Była tak młoda i tak śliczna. Jeszcze parę razy krztusiła się krwią, wypływającą jej z ust, po czym powiedziała tylko dwa słowa ' Kocham Cię ' i zamknęła oczy tak, jakby kładła się do snu.
Serce chłopaka zamarło. Wydawać by się mogło, że chciało połączyć się w śmiertelnym tańcu, z narządem dziewczyny. Trzymał w dłoniach zakrwawioną twarz jedynej osoby, która tak na prawdę go rozumiała, jedynej osoby, dla której byłby w stanie poświęcić swoje istnienie. Uniósł głowę do góry, prosząc o życie dla tej niewinnej istoty. Nic jednak się nie działo. Lekarze przyszli, stwierdzili zgon i już chcieli zabrać ciało, gdy nagle Mark przeciwstawił się. Złożył jeszcze raz, ten ostatni, słodki pocałunek, pełen miłości i oddania, na nieruchomych ustach Elli. Po tym jak została mu ona odebrana, wraz z nią, odszedł jego sens istnienia. Wszystko wróciło do czasu, zanim ją poznał. Serce zostało tylko obdarowane kolejną blizną, z którą musiał żyć, niezależnie od tego, kto teraz miał się w nim pojawić.
Łucznictwo porzucił już na dobre. Mijały miesiące, a on nadal, spoglądając w stronę tarczy bądź łuku, przeżywał śmierć Elli od nowa i od nowa. Nikt, ani nic, nie było w stanie uśmierzyć jego bólu. W tak krótkim czasie, stracił trzy osoby najważniejsze w swoim życiu. Nie wiadomo jak długo trwałoby to jego użalanie się nad sobą, gdyby nie pojawienie się pary nowych uczniów. Oni, jako jedyni nie lekceważyli chłopaka. Chcieli się z nim zaprzyjaźnić. Mark z początku ignorował ich. Do momentu, w którym przypomniał sobie obietnicę złożoną pewnego dnia Elli.
- Przyrzeknij mi, że niezależnie od tego co się stanie, już nigdy nie będziesz tak zamknięty w sobie.
- Nie wygłupiaj się, przecież wiesz, że dzięki tobie odzyskałem zdolność widzenia świat w kolorach. - dziewczyna jednak nie poddała się.
Zmusiła chłopaka do złożenia obietnicy. A on, chcąc uczcić jej pamięć, postanowił zastosować się do jej słów. Tak zrodziła się znajomość między Markiem, Chrisem i Dakotą.
- I jak wam idzie z tymi eliksirami? - zagadnął Diego.
- W porządku, ale kończą mi się zapasy niektórych ziół. - odpowiedział Chris. - Trzeba je uzupełnić.
- Ja się tym zajmę. - powiedzieli w tym samym czasie Diego i Dakota.
Spojrzeli po sobie, kryjąc nieśmiałe uśmiechy. Chris szybkim gestem wypędził ich z piwnicy. Przyjaciele ruszyli do sklepu zielarskiego.
Na dworze było strasznie mroźno. Śnieg nie ustępował i cały czas padał, ciesząc małe dzieci, które w końcu mogły ulepić bałwana i zjeżdżać na sankach. Już po paru minutach na twarzy dziewczyny zawitały słodkie rumieńce, wywołane ujemną temperaturą jak i również obecnością Diego.
- Co słychać u Natalie?
- Wszystko dobrze. Tylko trochę pogubiła się z tymi czarami i jeszcze ten cały Will się jej naprzykrza.
- Ale jaki Will?
- Wczoraj, jak tak siedzieliśmy i gadaliśmy, to Natalie zwierzyła mi ze swoich miłosnych problemów, ale prosiła, żebym nikomu tego nie powtarzał.
- Ach tak, rozumiem.
Dziewczyna lekko zmieszana, szła nadal przed siebie, wpatrując się w swoje stare, zdarte już kozaki. Nie była wstanie ukryć tego, że zaczynała być zazdrosna o nową koleżankę. Z drugiej jednak strony, czuła się pewniejsza na myśl, że to ona dłużej zna Diego, i to ją łączy z nim ' coś ' wyjątkowego. Spod długich rzęs spojrzała ukradkiem na swojego towarzysza. Okazało się, że ten również jej się przygląda, a gdy zauważył, że dziewczyna na niego zerka, uśmiechnął się szeroko, tak jak miał to w zwyczaju robić.
Sklep zielarski nie był daleko. Gdy jednak para już do niego dotarła, okazało się, że jest zamknięty. Z westchnieniem żalu, ruszyli w drogę powrotną.
Słońce już chowało się za horyzont. W pokoju świeciły się tylko cztery świeczki zapachowe, które Natalie tak uwielbiała. Leżała na swoim łóżku, obmyślając plan działania związany z remontem. Ciszę przerwał dźwięk dzwonka telefonu. Rozmarzona dziewczyna sięgnęła po niego i bez chwili wahania odebrała.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam... - usłyszała od chłopaka, który jeszcze kilkanaście godzin temu, zarzucał jej zdradę i brak serca.
Will czuł się winny po tym, jak potraktował swoją najlepszą, ukochaną przyjaciółkę. Dotarło do niego, że o mały włos, wszystko nie runęło, jak domek z kart. To, co tworzyli przez wiele lat, mogło stać się niczym, tylko i wyłącznie przez niedomówienie.
- Zrozum mnie. Ja naprawdę cię nie kocham, chcę byś był moim przyjacielem.
- To dopiero zabawne. To samo powiedziała mi moja ostatnia dziewczyna, która teraz udaje, że mnie nie zna.
- Nie mam zamiaru cię ignorować! - podniosła głos zdenerwowana już Natalie.
Czuła, że Will się stara, a mimo to ich próby pogodzenia mogły legnąć w gruzach. Zadecydowali w końcu, że porozmawiają, gdy dziewczyna następnym razem przyjedzie na wieś. Nie było innego wyjścia.
- A już było tak pięknie. - szepnęła rozmarzona i zasnęła.
Fajowy rozdział :P
OdpowiedzUsuńUhu, ten koszmar na początku był mega. Łuk? Wiesz co mi to przypomina? xD
Biedny ten Mark :( A niby ja lubię się znęcać nad swoimi postaciami. No wiesz, co?
Ciekawe czy Will z Natalie w końcu się pogodzą...
Czekam na kolejny! :)
Łuk? Czy to STARK strzelał z łuku? :D No nie, jak mogłam o tym zapomnieć. :(
UsuńTy kochasz znęcać się nad swoimi postaciami, a jeszcze bardziej uwielbiasz je likwidować. :p
Oj tam, oj tam :D
UsuńBez niewyjaśnionych zabójstw i zaginień świat byłby okropnie nudny :D
Taak Stark strzelał z łuku ^^ Jak mogłaś o tym zapomnieć :D
Pocieszę się jednak tym, że łuk, to jedyna rzecz, która łączy Marka ze Starkiem. :)
UsuńNiewyjaśnione zabójstwa to twoja specjalność. :p
Haha, jak sb przypomnę jak pisałyśmy tą naszą ' książkę ', gdzie wszystko się ruszało, to śmieje się sama do siebie. :D
Od razu wiedziałam, że to tylko sen! Nie przeskoczyłabyś tak bardzo z akcją. Zbyt wiele by nas opuściło ;d
OdpowiedzUsuńA że Oliver śnił jej się jako czarny charakter, to chyba normalne. W końcu dobry to on nie jest. Diego będzie miał przez niego wiele problemów ...
"- Co takie robiłeś w nocy, że nie mogłeś spać? - szepnęła, przypominając sobie tym samym, co ona robiła, by tylko odpłynąć w stan błogości." - takiego
" Auto rodziców chłopaka zderzyło się z nadjeżdżającą z na przeciwka ciężarówką, odbiło się i wpadło wprost do rzeki. " - znad
"Czarodziejka powili już krztusiła się własną krwią." - powoli
"- Nie wygłupiaj się, przecież wiesz, że dzięki tobie odzyskałem zdolność widzenia świat w kolorach. - dziewczyna jednak nie poddała się." - świata
Strasznie żal mi Marka. Nie miałam pojęcia, że chłopak przeszedł coś takiego. Najpierw stracił rodziców, przez co jego świat całkowicie się zawalił. Potem, jakby tego było mało, przyszło rozstać się z ukochaną. Każda śmierć bliskiej osoby zostawia po sobie ślad. Podziwiam chłopaka, że po czymś takim zdecydował się jednak dotrzymać danego słowa i zaprzyjaźnił się z Chrisem, Dakotą i Diego.
Jeśli chodzi o DIego i Dakotę, to myślę, że powinni być razem ;d Albo w sumie Dakota raczej pasowałaby do Marka... Tak! Nie waż się swatać D&D! Ma być M&D! Zrozumiano? :D Nie no, zrobisz co zechcesz ;d
Haha, postać Marka zdecydowanie jeszcze niejednokrotnie nas zaskoczy. :)
UsuńMimo tak młodego wieku, życie już bardzo go doświadczyło. Jego stan psychiczny zostaje pod znakiem zapytania.
Ale może kiedyś, coś stanie się takiego, że znów będzie cieszył się życiem? Nic jednak nie zdradzam. :)
Pozdrawiam. :]